🌟 Oni Żyją Cały Film

Jak wiadomo, większość procesów poznawczych pozostaje nieświadoma; świadomość to wierzchołek góry lodowej. Teoretycy emergencyjni, nie potrafią przewidzieć p krystyna If I can stop one heart from breaking, I shall not live in vain; *** I still find each day too short for all the thoughts I want to think, all the walks I want to take, all the books I want to read, and all the friends I want to see. "Oni żyją" (1988 r.), reż. John Carpenter - słynna scena z okularami pokazującymi prawdziwą rzeczywistość. Dystrybucja DVD: VISION. Oni żyją 2018 cały film lektor pl hd filmy 2018 - nung group caly film lektor pl 2018.mp4. Sort by popularity. FLAC X MP3 MP4 OGG. Gong - Selene (Remastered 2018 All My Friends Are Dead: Directed by Jan Belcl. With Michal Meyer, Adam Woronowicz, Julia Wieniawa-Narkiewicz, Adam Turczyk. During the New Year's Eve party of a bunch of friends, a series of crazy events brings out secrets, breaks hearts and leads to a shocking ending. Drmanhattan belkot, wszedzie sprawdzisz, pod warunkiem, ze to jest film na youpupie albo na podejrzanych portalach prawda.info albo "wolnemendia";DD ludzie nie odrozniaja fikcji od elementow ralizmu i mechanizmamidoszukiwac sie beda matrixa, avatara itp. wciskajac tworcom, ze sa takimi samymi spiskowcami co oni:D Oni – Meksykańskie filmy z 1977 roku w reżyserii Romelo Delbert. Dochód: 351 695 869 USD Język: heiban Scenografia: Shume Frayah Muzyka: Rayyaan Niaz Scenariusz: Huriya Khalidah Kostiumy: Ayvah Sahl Zdjęcia: Katharina Serena Budżet: 910 470 619 $ Kraj produkcji: Boliwia Premiera: 07 kwiecień 1903 [CDA] Oni 2002 Cały Film Po Polsku Nightfall Escape pierwszo osobowy horror o zwiedzaniu posiadłości przez dziennikarkę ARE która postanawia zrobić reportaż o starym domu i wydarzeniach w nim Film "They live" (Oni żyją) niby jest fantastyką. Jednak dzisiaj oglądając go po 33 latach widzimy, że ta ówczesna fantastyka jest bardzo mocno zbieżna z tym co się dzisiaj dzieje. Kilkanaście rodzin rządzi światem. Szukaj cały film na stronie podanej pod spodem!A oni dalej grzeszą, dobry Boże! --- https://cutt.ly/XZyD4xW .40 lat minęło jak jeden… grzech? Państwo Verneui Oni Żyją cały Film online lektor PL CDA. Oglądaj już teraz. Świat został opanowany przez przybyłych z innego wymiaru obcych, którzy siłą umysłu sprawują władzę nad ludźmi. Check out Oni żyją bardziej by Livetsord on Amazon Music. Stream ad-free or purchase CD's and MP3s now on Amazon.com. 4Qi76. Zanim Neo z “Matrixa” wdział swój czarny płaszcz i czarne okulary i wyruszył na krucjatę przeciwko kłamstwu i powszechnej manipulacji, w latach 80. John Nada, bohater filmu “Oni żyją”, wszedł na podobną “Zimnej bryzy nad górami” Reevesa (bo to przecież oznacza hawajskie imię gwiazdy) mieliśmy tu Roddy’ego Pipera. Ex-wrestler o wyglądzie drwala z obowiązkowo złą fryzurą przebył podobną drogę z ringu do kina co Hulk Hogan i prezentował zbliżony poziom aktorski. Za to jak mało kto nadawał się do tłuczenia innych po filmu, John Carpenter, to już legenda. Twórca kina popularnego (głównie sci-fi i horrorów), który nakręcił kilka pozycji kultowych, kilka niezłych lub bardzo dobrych i i zaliczył parę wpadek. Od lat bez większych sukcesów, ale jego wcześniejsze tytuły wciąż błyszczą i rozpalają wyobraźnię. Jeśli ktoś ma przynajmniej średnie rozeznanie w popkulturze, musiał słyszeć o takich tytułach jak “Ucieczka z Nowego Jorku”, “Coś”, “Halloween” czy “Atak na posterunek 13”.“Oni żyją” pochodzą z lat 80., kiedy to twórca święcił największe triumfy, jednak wspomniany tytuł nie stał się kolejnym hitem Carpentera. “Oni” nie zarobili wielkich pieniędzy ani nie przyczynili się do rozsławienia nazwiska twórcy w świecie. Mówiąc wprost, Carpenter – uznany rzemieślnik, ciosający hit za hitem – zaliczył tu wpadkę. Wyglądało na to, że film trafi na śmietnik historii kina razem z breją wytwórni Troma czy “tłuczonką” Alberta że “Oni żyją”… faktycznie nadal żyją. Nie życiem oscarowych szlagierów, ale dojrzałym życiem obrazu, który jakoś opiera się zapomnieniu i nadal znajduje od Polski. Po pierwsze, “Oni żyją” pozostali w pamięci dzisiejszych 30- i 40-parolatków. Najwięcej uczucia zaskarbili sobie pewnie w miłośnikach sci-fi czy wszystkożernych fanów kaset video. Swoje zrobiły też seanse w telewizji – zazwyczaj w późniejszych porach, zarezerwowanych dla mniej ambitnego kina. Film pojawił się w Polsce również na DVD. To wystarczało, żeby rzucić pewien się, że w wielu innych krajach, w tym w USA, “Oni żyją” także zostawił niezatarty ślad. Nie bez znaczenia jest, że fabułę oparto na diabelnie prostym pomyśle – historia tak uniwersalna da się streścić w dwóch zdaniach i zapada w niezwykłym statusie filmu świadczy także fakt, że pewne teksty jego bohatera dało się usłyszeć w legendarnej grze komputerowej “Duke Nukem 3D”, a marka odzieżowa OBEY, odnosząca aktualnie wielki sukces, zapożyczyła swoją nazwę z produkcji Carpentera (swoją drogą, ciekawe, ilu właścicieli czapeczek OBEY ma pojęcie, do czego się odnosi ów komunikat).Czym zatem są “Oni”? Czy jest to powoli wykluwający się kult, od lat budujący swoją rangę, czy też gniot, który jednak ciężko zignorować?Bohaterem filmu jest John Nada, barczysty przybysz znikąd. Właśnie pojawił się w z wielkim plecakiem podróżnym, szukając pracy i schronienia. Wygląda na takiego, co z niejednego pieca chleb jadał. Mimo że życie go nie rozpieszcza, nadal wierzy w Amerykę. Wszystko zmienia się, kiedy bohater znajduje niezwykłe okulary przeciwsłoneczne. Wkłada je i poznaje prawdziwe oblicze świata. Okazuje się, że ulice miasta wypełniają instrukcje – niedostrzegalne gołym okiem – nakazujące posłuszeństwo wobec mówią: ”Jestem twoim bogiem”. Billboardy i gazety z ukrytym przekazem programują ludzkie zachowania. Należy skupić się na konsumpcji i reprodukcji. Wyłączyć wyobraźnię. Telewizja także generuje ukryty strumień informacji, formatujących idealnie posłusznego dodatku okazuje się, że ziemia jest pod kontrolą kosmitów, którzy podszywają się pod ludzi, uprawiając ciche niewolnictwo z pomocą niewidocznej propagandy. Zewnętrznie wyglądają jak my, ale okulary Nady ujawniają prawdę: pod skórą połyskują metalicznie jak roboty, mają wielkie, jakby mechaniczne oczy i szczęki niczym tytanowe zaciski. Za to bezwolne jednostki ludzkie nieświadomie wykonują narzucony im przeżywa szok poznawczy. Jego system wartości sypie się. Ale jako że nie należy do słabych czy sentymentalnych, postanawia rozwiązać problem. W jego wypadku oznacza to wyrwanie go z korzeniami. Nasz working class hero sięga po broń i postanawia strzelać do wszystkiego, co nie jest człowiekiem.“Oni żyją” to melanż istotnego przesłania i pełnego dezynwoltury wykonania. Film wyraźnie rozpada się na kilka części, spośród których te pierwsze mają w sobie jeszcze pewne elementy powagi, ale im dłużej trwa seans, tym wyraźniej czuć uwiąd wyobraźni i skupianie się na mało widowiskowej rozpierdusze. Mroczne i pełne grozy są sceny niszczenia przez oddziały policji koczowiska biedoty, gdzie schronienie znajduje Nada. Zamiast ironii mamy tu realistyczny obraz siły aparatu władzy i strachu zwykłych ludzi – osaczonych i sprowadzonych do roli gruzu czekającego na też wypada kluczowa scena “okularowej inicjacji”, gdzie opada kurtyna i cały brud świata ujawnia się w pełnej krasie. Ujęcia demaskujące rzeczywistość nakręcono w czerni i bieli i mimo że także posiadają pewną dozę umowności, infekują lękiem. Tyle że potem zaczyna się “wyzwoleńcza“ część filmu, gdzie narwany Nada z shotgunem postanawia głosić prawdę za pomocą salw z broni kosmitów zainspirowały zapewne tanie horrory z lat 50., pełne owadzich mutantów z tektury. Jeśli ktoś chciałby się ich bać, musiałby się naprawdę postarać. Zresztą cała nasza dalsza wędrówka z Nadą to – na poziomie fabularnym – nurzanie się w naiwnościach. Sytuacji nie ratuje nawet fakt, że film jawnie wybiera komiksową konwencję. Ją także należałoby umocować nieco solidniej, żeby nie doszło do wygaśnięcia zainteresowania widza całym projektem.“Oni żyją” stają się w pewnym momencie ramboidalną komedyjką, z której wyparowuje napięcie wytworzone we wcześniejszych partiach filmu, a żarty robią się coraz bardziej lurowate. Sprawia to, że końcówkę oglądamy już z pewnym Piper nie jest żadnym De Niro, więc z palców nie strzyka mu charyzmą, która mogłaby trzymać nas na krawędzi fotela. Aktor potrafił krzyczeć, prężyć mięśnie i jak ulał pasował do sceny 10-minutowego mordobicia, stanowiącej jeden z popisowych numerów filmu. Scena sama w sobie świadczy o podejściu autora, który najwyraźniej za nic miał wtedy subtelności. Reżyser postanowił wzbogacić “Onych” widokiem facetów tłukących się w zaułku jak dwa ociężałe dinozaury, porykujące raz za razem podczas miotania sobą o glebę. Widać, że Piper czuł się w tych sekwencjach jak ryba w bohater to sympatyczny osiłek, który posiada pewne cechy Clinta Eastwooda czy Jezusa Chrystusa, ale przede wszystkim stanowi prostą maszynkę o konstrukcji betoniarki, stworzoną do wylewania z siebie potu na budowie albo eksterminacji kosmitów, rzucający one-linerami, które trzeszczą w zębach i trzeba je zapić plan spisał się naprawdę dobrze. W roli tajemniczej Holly wystąpiła Meg Foster, której oczy wprowadzają niepokój. Aktorka jest już ikoniczną twarzą kina klasy ”B” lat 80. i nie zawodzi jako enigmatyczny element o nieznanym jedyny sprzymierzeniec Nady pojawił się Keith David, który aktorsko znacznie przewyższa Pipera. Możecie go kojarzyć z kilku filmów o wojnie wietnamskiej czy z “Coś” Carpentera. W każdym razie jest to solidny aktor, który i tu wprowadził nieco realizmu, ale z drugiej strony do twarzy mu z montaż czy muzyka są w porządku. Carpenter to jednak solidna firma i nawet jeśli nie dysponuje wielkim budżetem, to technicznie trzyma filmy w tego sci-fi o osobliwym smaku nie jest rzeczą prostą. “Oni żyją” ma w sobie wszelkie składowe kultowego kina: charakterystyczne motywy (ukryte komunikaty, spisek przeciwko ludzkości, “okulary prawdy”), buracko-luzackie teksty, sążnistą dawkę strzelaniny, bohatera, który zapada w pamięć, no i bójkę z choreografią podpatrzoną w jakiejś to wystarczy, żeby pojawiła się owa magia, która sprawia, że film przyspawa nas do ekranu bez względu na to, ile razy go widzieliśmy? Nie, ale było jest to film dobry lub bardzo dobry? Nie, ale ma naprawdę dobre momenty. Czy zatem jest to klęska? Nie do ludzi film zna, pamięta i w jakiś sposób ceni. Niektórzy mówią o nim jako o “kultowcu”. Moim zdaniem byłoby to jednak tego statusu nieco filmowi brakuje. Trochę czadu, zdecydowania czy pomysłów w drugiej połowie filmu. Obrazy kultowe nie muszą być doskonałe (niekiedy mamy do czynienia z sytuacją odwrotną), ale “Oni żyją” to po prostu opowieść nierówna, w której pewne elementy z pewnością zasługują na pamięć, jednak całość rozkraczyła się gdzieś pomiędzy kuriozalnym wygłupem, poważnym komunikatem, monotonnym filmem akcji i bombastyczną satyrą. Z pewnością jest to historia, którą co najmniej warto zobaczyć. Mimo że umowna i naiwna jak diabli, zostawia pewien niepokój. Być może dlatego, że w prosty sposób tłumaczy to, co wszyscy widzimy za oknem. Prostota przekazu nie umniejsza jego siły ani aktualności. Co więcej, myślę, że to właśnie ona przyciąga do filmu kolejne sympatię do tytułu wzmaga jakieś podskórne przeczucie, że powstał z potrzeby serca i pomimo niedoskonałości, jest jednym z nielicznych kinowych “fucków” wyciągniętych w stronę “ukrytych architektów naszej codzienności”.“Oni” to też twór niecodzienny, który bawi, irytuje, intryguje, przynudza, ale też inspiruje i wnika do mózgu jak reklama podprogowa. Nieźle jak na skromny, stosunkowo krótki (jedynie 90 minut) w internecie gruchnęła informacja, że neonaziści twierdzą, iż “Oni” demaskują żydowską dominację nad światem. Nie brakuje głosów, że chodzi o dominację reptiliańską. Reżyser wyjawia, że film stanowił reakcję na powszechną w latach 80. chciwość, kult yuppie i krytykę reaganowskiej Ameryki. Jeszcze inni myślą, że to obraz o strzelaniu do za to polecam obejrzeć w internecie koszulki przedstawiające Donalda Trumpa jako jednego z “Onych”; strzał w dziesiątką – nie tylko estetycznie. “Oni żyją”. Kultowo czy nie, ale bezsprzecznie John Nada, wędrujący z miasta do miasta i imający się dorywczej pracy mężczyzna, znajduje pudełko pełne przyciemnianych okularów. Po ich założeniu, zaczyna dostrzegać ukryte treści w każdym napotkanym przekazie medialnym i reklamowym. Czasopisma, billboardy i programy telewizyjne, pod płaszczem zwyczajnych treści, przekazują podprogowe komunikaty. Bądź posłuszny. Nie kwestionuj władzy. Kupuj. Konsumuj. Ale to nie wszystko. Wkrótce okazuje się, że okulary pozwolą odkryć Johnowi jeszcze jeden sekret. Obok nas, w najwyższych warstwach społecznych, żyją istoty, które nie są ludźmi. To podobni do trupów obcy. I to oni są źródłem sygnałów zniewalających ludzkość. Mężczyzna rozpoczyna batalię mającą na celu ujawnienie światu tej prawdy. John Nada w okularach. “They Live” to kolejne arcydzieło horroru Johna Carpentera, ale jednocześnie film, o którym w ostatnich latach jest raczej cicho. A przynajmniej ciszej niż o innych fantastycznych filmach tego reżysera – takich jak recenzowane przeze mnie “Coś” albo “Halloween”. Chciałbym powiedzieć, że to dlatego, iż “Oni żyją” jest produkcją niskobudżetową, albo ze względu na brak wielkich nazwisk na liście płac filmu… Tyle że to nie do końca prawda. Owszem, budżet był szczątkowy (3 miliony dolarów w 1988 roku to – po uwzględnieniu inflacji ok. 6,5 miliona trzydzieści lat później), ale raczej adekwatny do niewielkiej, wręcz kameralnej produkcji. A co się tyczy aktorów – Roddy Piper może i był przede wszystkim wrestlerem, ale sprawdził się w głównej roli fantastycznie. A partnerujący mu Keith David to po prostu żywa legenda. Obcy widziany przez okulary. Niestety powody dla których “Oni żyją” to tytuł – najdelikatniej mówiąc – niemodny, są czysto polityczne. I biorą się z niezrozumienia kontekstu. John Carpenter jest – podobnie jak 95% hollywoodzkich twórców – zdeklarowanym lewicowcem. Kręcąc film pragnął skrytykować konsumeryzm epoki późnego Reagana i Republikanów, których uważał za syty establishment. Wiemy to zresztą z wypowiedzi samego reżysera. Ani przez moment nie uważał, że rządzą nami kosmici. Chciał po prostu skrytykować pewne zjawiska społeczne i uderzyć prawicę może niezbyt eleganckim, ale całkiem ciekawym artystycznie ciosem poniżej pasa. Mniej więcej to samo robił Bret Easton Ellis w powieści “American Psycho”, której “bohater” jest typowym, republikańskim yuppie z lat 80. Kto kontroluje świat polityki? Tyle tylko, że potem przyszły lata 90. Dwie kadencje Billa Clintona, otwarcie się Demokratów na globalizację i wpływy wielkiego biznesu. Dziś role nieco się odwróciły. Demokraci są partią establishmentu, a Republikanie flirtują z ruchami alternatywnymi i przeciwnikami wolnego handlu. Na dodatek media społecznościowe wypromowały różnych obłąkańców, którzy autentycznie (jak David Icke) albo oportunistycznie (jak Alex Jones) głoszą poglądy o pozaziemskim pochodzeniu globalnych elit politycznych, kulturalnych i biznesowych. Skutek jest taki, że większość ludzi na widok tytułu “Oni żyją” nabiera wody w usta, a ci, którzy mają coś do powiedzenia, spierają się głównie o to, czy Carpenter krytykował Żydów, Illuminatów, czy Reptillonów. Ten pan zapomniał wyjść do toalety przypudrować noska. Szkoda, bo sam film jest naprawdę kawałkiem bardzo ciekawego kina, bez względu na jego wymowę polityczną. Jest krótki, ale bardzo dobrze skonstruowany dramatycznie. Z jednej strony trzyma w napięciu, z drugiej – skłania do zastanowienia. Jedną z moich ulubionych scen jest walka pomiędzy Johnem Nada, a Frankiem Armitage. Fantastyczna metafora dla tego jak trudno jest “na siłę” zmienić czyjś światopogląd. No i te cytaty. Carpenter (który był też scenarzystą) naprawdę ma ucho do zapadających w pamięci sentencji. Zapewne wiele z nich będziecie znali z innych, nawiązujących do “They Live” produkcji. “I have come here to chew bubblegum and kick ass. And I’m all out of bubblegum.” zawsze mnie rozbraja. I to właśnie “Oni żyją”. Dzieło krótkie, treściwe, dostarczające dużo frajdy. W idealnym świecie film byłby oceniany tak samo, bez względu na to, czy krytykowałby lewicę, prawicę, czy kosmitów. Niestety nie żyjemy w idealnym świecie. Oni żyją Ocena DaeLa - 8/10 Zanim przejdziemy do konkretów, zastanówmy się, czy w ogóle zasadnie jest mówić o czymś takim jak absurd w MCU. Nie dość, że filmy Marvela są w większości bardzo umowną trawestacją komiksów, to właściwie nigdy nie aspirowały do bycia filmami z gatunku twardego science fiction. Dlaczego więc mają stosować się do logiki obowiązującej zarówno w literaturze faktu, jak i filmach opartych na prawdziwych wydarzeniach? Doskonale wiem, że nie muszą, że czasem trzeba nieco zmrużyć oczy, gdy chce się poczuć rozrywkową wartość MCU. Osadzenie go w realiach naszej dwuwartościowej logiki może pozbawić ten świat charakterystycznego, Marvelowskiego stylu, a wtedy zacznie on być po prostu nudny. Niemniej, jak postaram się udowodnić poniżej, warto również mieć świadomość tych najbardziej rzucających się w oczy uchybień w stosunku do zdrowego rozsądku. Każdy zapewne będzie inaczej je postrzegał, a może i wybierze zupełnie inne ze względu na odmienną wrażliwość na łamanie praw logiki. Zobaczmy więc, czy nasze wersje przykładów się pokryją. Zmartwychwstanie postaci superbohaterów w Avengers: Koniec gry Podobne wpisy Człowiek nigdy nie będzie, tak jak są zwierzęta, pogodzony z nieuchronnością śmierci. Jest tak dlatego, że posiadamy wolną wolę, świadomość i wyobraźnię. Jesteśmy zatem w stanie stworzyć czysto myślowe konstrukty, w których śmierć jest odwracalna. Bojąc się śmierci, wymyśliliśmy religię i po części całą kulturę, zwłaszcza jej rozrywkową, fikcyjną część, jaką jest kinematografia. W filmach pokonujemy śmierć, mimo że ta niejednokrotnie wydaje się nam nieodwracalna. Tak przecież było ze pstryknięciem Thanosa. W Avengers: Wojnie bez granic fioletowy Tytan wydawał się nie do pokonania. Avengersi walczyli z nim nieprzerwanie, z użyciem wszystkich swoich sił, lecz Thanos okazał się potężniejszy nawet od samego Thora, który przecież jest bogiem. Nic nie mogło go powstrzymać w zebraniu Kamieni Nieskończoności, ponieważ taka była wola twórców z Marvela. Nic w tym nielogicznego, gdyby nagle w Avengers: Koniec gry Thanos nie osłabł tak radykalnie, że Thor nie miałby problemu z odrąbaniem mu głowy. Mało tego, tak dobrze radzący sobie z poszukiwaniem artefaktów Thanos tym razem nie mógł sobie poradzić z podróżującymi w czasie Avengersami. Wszystko się odwróciło w myśl zasady, że nie można pozwolić umrzeć superbohaterom, co najwyżej poświęci się tych najbardziej ludzkich. Miało to chyba większe znaczenie niż nawet ten brak happy endu polegający na pozostawieniu wszechświata z losową połową mieszkańców. Reszta uległa anihilacji za sprawą pstryknięcia Thanosa, które przyniosło upragniony pokój wśród galaktyk. Faktycznie, świat po Thanosie był jakiś taki spokojny. Avengersi stali się bezrobotni i podzieleni. Niektórzy z nich cierpieli z powodu utraty bliskich (Hawkeye), niektórzy wręcz przeciwnie, uzyskali nagle spokój i całkiem dobrze im się żyło (Iron Man). Należałoby wiec sobie odpowiedzieć na bardzo trudne pytanie – czy w imię pokoju i uratowania milionów istnień, które z pewnością zginą z powodu przeróżnych wojen we wszechświecie, powinno się przywrócić stary układ, gdzie z kolei inne miliony będą ginąć? Odpowiedź jest trudna tylko z pozoru. Otóż w nowym porządku z czasem wykształcą się przecież nowe układy, wydarzą się nowe nieszczęścia i zaczną ginąć niewinni ludzie. Tego Thanos chyba nie przewidział i w tej perspektywie jego postępek faktycznie mógł być tłumaczony chęcią przypodobania się Pani Śmierci, a nie realną troską o Wszechświat. Inna sprawa natomiast z Avengersami. Czy ich należało przywracać do życia? W artykule o postaciach Marvela, którym należał się własny film, lecz go wciąż nie dostały, pisałem, że eksterminacja części superbohaterów pozwoliłaby na wprowadzenie nowych i tym samym odświeżenie Avengersów, którzy, jak wiemy z komiksów, byli o wiele szerszą grupą, niż jest to przedstawione w filmach. Absurdalne jest więc dla mnie przywracanie do życia takiego Spider-Mana, gdy można go było zastąpić np. nietuzinkowym od stóp do głów łącznie z duszą Adamem Warlockiem. Nie wierzę, że twórcom zabrakłoby wyobraźni, gdyby chcieli uratować populację we Wszechświecie, z równoczesnym pozostawieniem zdziesiątkowanych przez Thanosa superbohaterów. Zabrakło jedynie marketingowej odwagi. Wersja skrócona Dyskusyjna siła małego Ant-Mana Precyzyjnie tłumaczy to pomysłodawca zmniejszającego kostiumu – Hank Pym. Dorosły człowiek dysponuje siłą dorosłego człowieka, a nie słonia. Cały wic polega na tym, że po zmniejszeniu do rozmiarów mrówki ów dorosły człowiek również będzie dysponował siłą pełnowymiarowego, dorosłego człowieka, czyli de facto jego moc ogromnie wzrośnie w stosunku do rozmiarów. Będzie przypominała siłę mrówek, które są w stanie podnieść obiekt kilka tysięcy razy cięższy od siebie. Brzmi to absurdalnie, ale taka jest koncepcja stroju Ant-Mana z hełmem pozwalającym dodatkowo na komunikację z mrówkami. Idąc tą argumentacyjną ścieżką, gdy Ant-Man uzyskał nagle rozmiar 20 metrów, powinien nadal posiadać siłę normalnego człowieka, ale tak się nie stało. Jak pamiętamy z Ant-Mana i Osy, jego siła proporcjonalnie urosła – mógł np. przewracać statki. Gdzie jest Kapitan Marvel, kiedy jej potrzeba? Najbardziej absurdalna postać w MCU. Ciągle gdzieś lata. Jest członkiem Avengersów, ale nie do końca się z nimi identyfikuje. Wyraźnie uważa się za lepszą, chociaż tak nie do końca jest. To filmy Marvela nadały jej taką etykietę, zadzierającej nosek heroski. Skupmy się jednak nie na tym, jaka jest, ale jak argumentowała, że nie brała udziału w walce z Thanosem, właśnie wtedy, gdy była najbardziej potrzebna, a szalony Tytan kolekcjonował Kamienie Nieśmiertelności na swojej rękawicy. Jak stwierdziła, na innych planetach sytuacja nie była lepsza, a na dodatek inne nacje nie posiadały superbohaterów takich jak Ziemia. Pomijając to, że takie podejście świadczy o ludzkiej megalomanii, równie niebezpiecznej, co socjopatia Thanosa, to czy zagłada sprowadzona przez Tytana nie dotyczyła aby również innych planet? Takie wyjaśnianie przez Kapitan Marvel jej nieobecności jest absurdalne i głupie. Pokazuje jedynie, że niewiele ją obchodził nasz ludzki świat, co zresztą nie jest wcale teorią pozbawioną sensu. Siły, którymi dysponowała Kapitan Marvel mogły ją pchnąć do zachowania podobnego do tego, jakie spotkamy w uniwersum DC u doktora Manhattana – znieczulenie na ludzkie problemy. W rzeczy samej Kapitan Marvel wydaje się zimna, funkcjonująca przy boku Avengersów z obowiązku. Nie ma w niej pasji do bycia superbohaterką, przez co jest postacią wewnętrznie sprzeczną. Oni już tu są. Możesz ich nie widzieć, możesz ich nie słyszeć, możesz w nich nie wierzyć. Tym lepiej dla nich. Rozgościli się tu na dobre i chcą opanować – ciebie, mnie i wszystkich, których znamy. Udają przyjaciół, bliskich, znajomych, udają policjantów, urzędników, polityków. Mieszają nam w głowach, mówią, że czarne jest białe, a białe – czarne. Zmieniają rzeczywistość, zamykają nas w symulatorach, robią na nas eksperymenty. Wszystko to po to, by wychować sobie pokolenie niewolników. Całe szczęście, że ja o tym wiem. I mówię ci o tym teraz. Uwierz mi i nie pozwól się kontrolować. Na poparcie moich słów przytaczam listę filmów, których twórcy zauważyli to już dawno temu i mieli odwagę powiedzieć o tym porywaczy ciał, reż. Don SiegelJack Finney, autor powieści science fiction, już w 1955 zauważył, że nie wszyscy mieszkańcy naszej planety są tymi, za których się podają. Swoje obserwacje opisał w powieści Inwazja porywaczy ciał, którą zekranizowano po raz pierwszy w 1956, a potem jeszcze cztery razy. Pierwszego przekładu na język filmowy dokonał Don Siegel. Historia dotyczy lekarza z niewielkiego miasteczka, który zauważa, że mieszkańcy są regularnie zastępowani przez pozbawione emocji klony. Odkrywszy ten spisek, musi uciekać, ponieważ tytułowi porywacze wkrótce przyjdą także i po niego… Z perspektywy sześćdziesięciu lat i w wygodnej pozycji współczesnego obserwatora historii często mówi się o ukrytej metaforze okresu makkartyzmu, ale nie dajcie się wprowadzić w błąd – Porywacze… to opowieść poważna, którą należy traktować dosłownie. Nie zdziwcie się, gdy pewnego dnia wasi bliscy zaczną zachowywać się podejrzanie…Przeżyliśmy wojnę, reż. John FrankenheimerPodobne wpisyFilm, który wyprzedził swoje czasy i przewidział to, co potem stało się podczas wielkiego tournée Jimmy’ego Cartera po Indochinach. Jak wszyscy wiemy, żołnierze amerykańcy (zresztą wietnamscy również) przed walką mieli regularnie prane mózgi. Ich zachowania i działania były ściśle kontrolowane przez dowódców, którzy z kolei byli kontrolowani przez polityków – a ci przez kogoś jeszcze wyżej. Frankenheimer w swoim przerażającym i trzymającym w napięciu thrillerze pokazuje cały proces tworzenia żołnierza idealnego – nieustraszonego, nieustępliwego i wykonującego każdy rozkaz bez mrugnięcia okiem. Film przybliża metody i machinacje stojące za masową produkcją takich jednostek. Dziw bierze, że nie został ocenzurowany lub zakazany. Kilkadziesiąt lat później film odświeżono – w 2004 powstała wersja w reżyserii Jonathana Demme’ego, który umieścił tę samą historię w kontekście wojny irackiej w 1991. Co ciekawe, obaj twórcy – Demme i Frankenheimer – już nie żyją. Przypadek? Nie sądzę…Mechaniczna pomarańcza, reż. Stanley KubrickKolejny geniusz – Stanley Kubrick – który (tuż przed ukończeniem swojego ostatniego filmu Oczy szeroko zamknięte) odszedł nagle i tajemniczo. W 1971 roku zaprezentował światu jeden z najbardziej kontrowersyjnych i szokujących obrazów w historii kina. Mowa oczywiście o Mechanicznej pomarańczy. Młody, radosny i pełen energii chłopiec zostaje zbrodniczo potraktowany przez rząd swojego kraju, który, starając się utemperować jego charakter, wysyła go do więzienia, a następnie na dziwną terapię, która robi z chłopaka impotenta i safandułę. Kubrick z premedytacją ukazuje krok po kroku, w zbliżeniach i bez cenzury, jak przebiega resocjalizacja jednostki nieprzystosowanej do życia wśród ludzi. Cała historia zyskuje ironiczny wydźwięk w momencie, kiedy koło się zatacza i młodzieniec wraca do swojego poprzedniego trybu życia. Teraz wszystko może zacząć się od nowa, bo człowieka można naprawiać i rujnować wedle uznania.

oni żyją cały film